Kilka ciekawostek o... ramach!
Być może nigdy nawet nie przyszło Ci do głowy, by się nad tym głębiej zastanowić, ale... Skąd się one właściwie wzięły i kiedy, i po co? Czy są obowiązkiem i dlaczego większość bywa złota? Na te inne pytania dziś postaramy się odpowiedzieć. Zapraszamy!
Ramy do obrazów – krótka historia
Towarzyszyły człowiekowi, odkąd tylko można sięgnąć pamięcią, mniej – więcej od 100 tysięcy lat. Możemy podziwiać je już w jaskiniach, w których pierwsi ludzie zostawiali swoje rysunki. Wtedy jednak ramy były naturalne, granice obrazów wyznaczały załamania skalne, uskoki czy wyżłobienia ścian. Przyglądając się ówczesnym pracom, można dojść do wniosku, że tamtejsi artyści wykorzystywali je celowo, zupełnie świadomie – granice przydawały im się, by chociażby zmienić tematykę lub przerwać pracę.
Następnie zauważyliśmy, że granice te wcale nie muszą stanowić ot, jednej linii. Wojownicy starożytni na swoich tarczach dzieła sztuki umieszczali na środku, a ramę ozdabiali bogatymi ornamentami. Dostępne źródła (książki – architektura, historia sztuki, encyklopedie epok; dziś również tematyczne strony internetowe) udowadniają, że zamiast odrzucać granice, artyści zaczęli doceniać ich praktyczność. Pod postacią zdobionych wzorów ramy pozostały z człowiekiem w każdej dziedzinie sztuki plastycznej.
Złociste obrazy polskich artystów
Ówczesne obramowania – jak wszystko – rozwijały się wraz z postępem cywilizacyjnym. Duży wpływ na to miały mozaiki rzymskie i wczesnochrześcijańskie, gdy do tej pory gładkie powierzchnie ścian zastąpiono girlandami malowanych kwiatów, ikonami, historycznymi pasami ornamentów geometrycznych kształtów. Ramy do obrazów stały się wręcz wymagane – oddzielały to, co kluczowe, od... tej całej przeciętnej reszty. Wykorzystywane do tego złoto miało dodawać aury wręcz świętości, wzmacniały efekt końcowy i cieszyły oczy tych, których było na nie stać – zdobiły zwykle kościoły i zamki. A tym, których stać nie było, musiały wystarczyć drewniane listewki.
Nie wszyscy jednak ulegali takiej presji i łasili się jedynie na złoto. O ile dobrze znane nam obrazy polskich artystów goszczące w muzeach na całym świecie w głównej mierze ramy mają złote, o tyle artyści położeni całkiem niedaleko nas – bo holenderscy – poszli o krok dalej, wykorzystując ramy jako... iluzję! I nie dlatego, że nie było ich stać na złoto. Spójrzmy na prace Rembrandta czy Pietera Nasona. Ich celem stało się oszukanie widza – portrety zdają się trójwymiarowe, dłonie postaci wydają się wręcz opierać o ramy, trzymać je lub... z nich wychodzić!
Dziś sztuczka ta nie zaskakuje już tak, jak w siedemnastym wieku, jednak wciąż uznaje się ją za szalenie kreatywną i na swój sposób odważną. Jak widać, ramy mają się dziś całkiem dobrze. Kto wie, jak zmieniać się będą przez kolejne dziesiątki lat...?